Kanał youtube

sobota, 19 września 2020

Bez spiny u Karoliny, czyli sobotni wywiad z Anią z Anadziergana

Witajcie i rozgośćcie się wygodnie bo dziś na salony w Bez spiny u Karoliny, nie byle kto jak Ania z ANADZIERGANA. Jak sami się przekonacie szydełko pali jej się w ręce, co zobaczycie w jej wypowiedzi, ale i na jej stronie, którą polecam Wam odwiedzić. Niech Was nie zmyli obraz typowej księgowej, bo na taką nie wygląda. Mimo, że szydełkowania uczyła się w szkole, to nie jest z niej taki epokowy dinozaur (hahaha), bo pogadać z nią można jak z kumpelą w swoim wieku, a myślę, że trochę lat nas dzieli:) Jedno jest pewne, to osoba, która nie usiedzi w miejscu i jakby mogła to by dziergała dosłownie wszędzie. Ania to piękny obraz tego, że jak się chce rozwinąć w amigurumi to właśnie czyni. Sami się przekonacie jakie umiejętności nabyła i to w krótkim można powiedzieć czasie. Osobiście zazdroszczę takiego rozwoju bo jest czego:) Ale dość już gadania, kawa do ręki i zapraszam Was na fantastyczny wywiad, który niby długi, ale jak się kończy to czuć niedosyt.

1. Opowiedz nam krótko o sobie, tzn. od kiedy szydełkujesz, jak wyglądały Twoje początki i skąd pomysł na nazwę?

Mam na imię Anna i jestem nałogowym, niekoniecznie anonimowym szydełkoholikiem. Serio – to jest nałóg. Mam tego świadomość, ale nie walczę (śmiech). Tylko walczę dzielnie o każdą chwilę, którą spędzić mogę z szydełkiem w dłoni.
Szydełkowanie to coś, czego moje pokolenie uczyło się jeszcze w szkole na lekcjach techniki i tak się to zaczęło. Jako nastolatka szydełkowałam sobie serwetki zupełnie „z głowy”, proste bluzeczki czy śmieszne czapki – dla siebie i przyjaciółki.
Potem na wiele lat zapomniałam o szydełku. I przypomniałam sobie dopiero wtedy, gdy postanowiłam całkowicie zmienić swój świat. Szydełko od zawsze pozwalało mi uporządkować myśli, wyciszyć się. Zawsze powtarzam, że plącząc nitki - rozplątuję problemy.
Zawodowo jestem głównym księgowym, lubię uporządkowany świat liczb, gdzie wszystko musi się zgadzać, wszystko z czegoś wynika. A zanurzanie się w szydełko daje pełen relaks głowie po ciężkim dniu.
Pomysł na nazwę przyszedł sam – wiadomo, że po jakimś czasie chciałam już chwalić się tym, co wychodzi spod mych rąk, chciałam uruchomić swój fanpage i należało go nazwać.
I tak powstała Anadziergana – zaskoczenia nie będzie - od imienia i dziergania.
Początkowo szydełkowałam wyłącznie serwetki, obrusy i firanki, w domowym zaciszu, dla siebie, rodziny i znajomych. Analogowo. Z gazet, których mam całe regały. Aż do dnia, gdy mój szesnastoletni wówczas syn, wielki wielbiciel lisów, poprosił bym zrobiła mu liska… I pokazał mi pierwsze zabawki amigurumi. To słowo brzmiało dla mnie wówczas bardzo egzotycznie. I się zawzięłam.




2. Pokażesz nam swoją pierwszą pracę na szydełku? Pamiętasz co wtedy czułaś?

Tak naprawdę to najbardziej pamiętam uczucia towarzyszące wykonaniu pierwszej maskotki. Dlatego, że miała ona dla mnie ogromne znaczenie. Po pierwsze zrobiona dla syna, po drugie w formie, z którą do tej pory nie miałam nic wspólnego. Ja się zbierałam do zrobienia lisa przez pół roku! Aż w lutym 2019 roku trafiłam na wzór Ani Tuszyńskiej, czyli Olimori.
I pomyślałam – teraz albo nigdy.
Zrobiłam szopa i lisa, którzy bardzo szybko otrzymali swoje ksywki – a więc Szop Chlacz i Lisek Pijusek. Potem do gromadki dołączyła Owca Niemota z tłumaczenia pochodzącego z Twojego blogu. Owcę ma chyba każdy, kto mnie zna. Zrobiłam ich całe mnóstwo. Duma mnie rozpierała i choć dziś wiem, jak bardzo były niedoskonałe to sentyment do nich mi pozostał. Takim samym sentymentem darzy je mój syn, bo za nic nie chce nowszej wersji liska.


3. Projekt/wzór z którego jesteś dumna, że udało Ci się zrobić to?

Czasami, gdy zastanawiam się nad fenomenem sztuki robienia szydełkowych zabawek, nad tym, co w tym takiego jest, że wciąga niczym chodzenie po bagnach (śmiech), to dochodzę do wniosku, że właśnie to poczucie satysfakcji z wykonania kolejnego projektu. W moim przypadku bardzo często towarzyszy temu taki skok adrenaliny, że trudno to porównać z czymkolwiek innym. I chyba to właśnie tak uzależnia. Bo każdy projekt ma w sobie coś wyjątkowego.
Na tę chwilę moim ulubionym wzorem jest szczur autorstwa Eweliny Wieczorek z Cherry Tree Workshop i kosmitka Mia od Agaty Stando.
A dumę czuję kończąc każdy projekt.
Najwięcej energii daje mi radość w oczach dzieci. Wiem, że wiele moich zabawek stało się naprawdę nieodłącznymi towarzyszami dziecięcych zabaw. Wiem również, że w jakiś niewytłumaczalny sposób są generatorem dobrych emocji.
Rękodzieło ma w sobie moc, i wcale nie jest przesadzone stwierdzenie, że w to, co się robi wkłada się serce. Wkłada się je, razem z dobrymi myślami, a one potem do nas wracają. Ze zwielokrotnionaą siłą. I to jest piękne. To nakręca i motywuje.


4. Czego się nauczyłaś na kursach od Cherry Tree Workshop?

Spotkanie w wirtualnym świecie z Eweliną to był przełom. Wydawało mi się, że coś już umiem – ale to dopiero na kursach Eweliny okazało się, ile jeszcze do odkrycia przede mną. I bardzo jestem jej wdzięczna, że tą wiedzą chce się podzielić z innymi. A robi to w tak przystępny, nie narzucający się sposób, że grzechem byłoby z tej wiedzy nie skorzystać.
Uczestniczyłam we wszystkich kursach organizowanych przez Ewelinę, począwszy od tego dla maksymalnie początkujących, na kursie dla zaawansowanych kończąc.
Kurs dla początkujących to absolutny alfabet wiedzy o tym, jak zacząć szydełkować maskotki, co jest w amigurumi ważne, na co zwracać uwagę. Bo można szydełkować serwetki 10 lat, a w amigurumi popełniać błędy. Kurs na stopery – to krok po kroku przechodzenie po etapach wiedzy o tym, jak i czym malować maskotki, by było to ładne i trwałe, to nauka bezpiecznego wiązania drutów, szydełkowanie maskotek na stelażach; kurs z pszczołą to sztuka przerabiania moheru na wszystkie możliwe sposoby, praca z masami plastycznymi.
A tak naprawdę największą zaletą tych kursów dla mnie jest to, że poprzez oparcie na wiedzy, niesamowicie budują wiarę we własne możliwości, otwarcie się na różne techniki i materiały.
(Przez to moja garderoba nie przypomina już szafy tylko pasmanterię)
Ewelinie udało się coś jeszcze – zbudowała chyba najfajniejszą wirtualną społeczność, którą łączy wspólna pasja. Ja mam wrażenie, że niektóre z dziewczyn znam od zawsze. Pod skrzydła Eweliny trafiłam dzięki Eli z E-lovy świat, która zaczepiła mnie gdzieś w odmętach fejsbuka dając radę dotyczącą przerabiania moheru właśnie. Dziś się śmiejemy, że musiała mnie jakoś magicznie „wyczuć”, bo faktycznie nadajemy na podobnych falach.



5. Czy masz ulubionego zagranicznego projektanta wzorów?

Większość moich zabawek pochodzi z wzorów polskich projektantów. Wynika to pewnie trochę z ograniczeń językowych, choć coraz częściej przekonuję się, że język szydełkowy jest językiem międzynarodowym. I jeśli naprawdę zapragnę zrobić jakąś zabawkę – to nie ma rzeczy niemożliwych. 
Gdy zaczynałam swoją przygodę z zabawkami to dużo wiedzy również zaczerpnęłam z Twojego bloga, zwłaszcza z tłumaczeń wzorów. Wspominałam już osławioną owcę, ale zrobiłam również długouchego zająca wg wzoru Suvorova Toys czy królika w sukience Julii Musatowej – wszystko z Twoich tłumaczeń.
Bardzo lubię też zwierzaki od Pica Pau, a hitem wiosny był królik Pumpkin od Lulu loves the moon. Tu bariera językowa nie zadziałała i nawet pisałam do Elisy z prośbą o zgodę na sprzedaż zabawek (we wzorze było zastrzeżenie, że nie można tego czynić).








6. Gdy nie szydełkujesz to co robisz w wolnej chwili?

Takich wolnych chwil bez szydełka to ja mam naprawdę niewiele, bo staram się szydełkować w każdej wolnej chwili i w każdym możliwym miejscu. Szydełkowy zestaw podróżny mam stale spakowany.
Moją drugą pasją jest czytanie. Kiedyś musiałam wybierać miedzy jednym, a drugim, dziś mam audiobooki więc łączą się cudownie. Choć nie zrezygnowałam z tradycyjnej formy czytania. Nie wyobrażam sobie dnia bez szydełka i bez książki.
Szydełko zdradzam tylko na rzecz pracy w ogrodzie – no bo tego już się nie da połączyć.


7. Mieszkasz na wsi. Skąd pomysł skoro boisz się krów?

Odrobiłaś lekcje! (śmiech) pewnie nawiązujesz do mojego posta z krową… No czego się nie robi dla ciekawego zdjęcia! Krów się boję (podobnie jak koni), bo… są większe ode mnie? Bo jako dziecko, spędzając wakacje u babci na wsi kazano nam paść krowy? Wyobraź sobie pastwisko, z jednej tylko strony otoczone jakimś płotem i troje podlotków wysłanych do pilnowania krów z pozostałych trzech – ja, brat i kuzyn. Oczywiste, że wszyscy siedzieliśmy na jednej ze stron i wprowadzaliśmy interwencje tylko w momentach zagrożenia na granicy (śmiech). Z tym, że gdy oni ganiali krowy, to ja przed nimi uciekałam. Kiedyś w ten sposób zaliczyłam kąpiel w stawku pełnym rzęsy (śmiech).
Prawda, po dziesięciu latach mieszkania w Poznaniu doszłam do wniosku, że dłużej nie wytrzymam. Albo zwariuję, albo się wyprowadzam. Duże miasto daje wiele możliwości, ale niesie ze sobą jeszcze więcej ograniczeń. Miałam wrażenie, ze nie mam tam czasu na życie po prostu. I wróciłam w rodzinne strony. Na dziki zachód. A dom z ogrodem zawsze był moim marzeniem, które szczęśliwie udało mi się spełnić. Na wsi – bo marzył mi się stary, skrzypiący dom z duszą. Co nie oznacza, że zostałam rolnikiem, ale mam szczęście mieć takich sąsiadów – i pastwisko tuż za płotem. Ze szczęśliwymi krowami i szczęśliwymi kurami. To korzystam. W nagrodę dostają ode mnie trawę z koszenia. Na dźwięk włączonej kosiarki ustawiają się przy płocie czekając na przekąskę.
Teraz pewnie głosowałabym za mniejszą działką, by koszenia było mniej. Ale staram się sukcesywnie zmniejszać powierzchnię koszenia przez nasadzenia. Niech tam sobie roślinki rosną, a ja będę na nie patrzeć z werandy. Oczywiście z szydełkiem w dłoni.


8. Skąd masz tyle czasu na szydełkowanie. Co chwilę u Ciebie powstają nowe maskotki :)

Cierpię na zespół „niespokojnego szydełka”. Więc po prostu muszę, bo się uduszę! Faktycznie od lockdownu, gdy tego czasu do zagospodarowania było naprawdę sporo wkręciłam się jeszcze bardziej. Ciągle natrafiam na projekt, który MUSZĘ zrobić, to taka zachłanność. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie syn i niemąż, którzy dzielnie mnie wspierają i dzięki temu, mogę ten czas wygospodarować. Choć przyznaję, że czasem się buntują i mówią, że nic w domu nie robię (śmiech). Jak to nic? No przecież szydełkuję…
A czas bierze się właśnie ze spokojnego, wiejskiego rytmu. Nie tracę go w korkach, nauczyłam się, że zakupy robię raz w tygodniu, do pracy jadę 15 minut (choć dojeżdżam 17 km). Odzwyczajam się od snu. Jeszcze całkiem mi się to nie udało, ale próbuję (śmiech).




9. Myślałaś, żeby stworzyć kiedyś swój wzór? Co by to mogło być?

Jeszcze nie czuję takiej potrzeby. Stale towarzyszy mi uczucie, że jest tyle wspaniałych wzorów, których jeszcze nie robiłam, że może mi życia zabraknąć. Dlatego macham szydełkiem jak szalona. Ostatnio nawet nie nadążam wrzucać gotowych prac na fanpage’a (śmiech). Ja po prostu kocham dziergać. To dla mnie kwintesencja szydełkowania.
No i mam Ewelinę, a ona lubi pisać wzory. I ostatnio narzuciła takie tempo, że nawet mi trudno wyrobić!

10. Na bezludną wyspę wyspę weźmiesz szydełko czy włóczkę? Uzasadnij :)

Taki wybór?! To naprawdę trudne (śmiech). To przecież komplet, jak nic!
Hasło, które przyświecało mi na początku pandemii brzmiało – byle włóczki i wi-fi nie zabrakło! Na bezludną wyspę pewnie wzięłabym frachtowiec pełen włóczek, bo szydełko pewnie o wiele łatwiej byłoby wyczarować z czegokolwiek (śmiech). Z gałązki, z drucika... No coś bym z pewnością wymyśliła! I w ten sposób pewnie zaczęłabym tworzyć własne wzory.



I to niestety koniec tego wywiadu, ale myślę, że na bank odwiedzicie ANADZIERGANA w jej świecie. Przyznacie sami, że daj jej włóczkę, a szydełko wykopie spod ziemi byle szydełkować więcej i więcej. Tak patrzę na podwórko u Ani i myślę, że z namiotem ktoś tam może zawędrować i na pewno go przyjmie z otwartymi rękami, ale pamiętajcie Ania gardzi złotem, ona kocha włóczki, także kochani, nie będę Wam zdradzać gdzie mieszka, ale ma bardzo daleko w nasze polskie góry :)
Ze swojej strony polecam Wam pacnąć lajka, zostawić komentarz Ani, bo odwaliła kawał dobrej roboty. Widać dziołcha żeś zrobiła mega progres :)

11 komentarzy:

  1. Aniu, tak, jakąś magiczna siła ciągnie mnie do Ciebie😂 jesteś bardzo cieplą i serdeczną osobą, a wywiad....... Czytałam już dwa razy i chyba na tym nie koniec🤔 😂 dziabaj ile wlezie, bo to sama przyjemność oglądać Twoje dziela❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 😂😂😂 To musi być przeznaczenie 😂😂😂
      Miałam to samo, gdy Ty tu gościłaś!
      Jakoś nam w tej sieci nie jest samotnie!

      Usuń
  2. Super, że jest takie miejsce w sieci, gdzie gdy człowiek zajrzy,to wie, że z pewnością znajdzie tam uśmiech.
    Tym jest dla mnie blog Karoliny i sama Karolina.
    Dziękuję 💗

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam i podziwiam. Mistrzostwo szydelkiwania
    Po prostu jesteście utalentowane dziewczyny. Brawo piękny wywiad jak zawsze Karolina.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały wywiad, piękne zdjęcia. Ogromny talent. 💐💐💐

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za dobre słowa ☺️ to niezwykle miłe.
      Pozdrawiam serdecznie ❤️

      Usuń
  5. Aniu gratulacje.Świetny wywiad przecudne dopracowane do perfekcji prace.Niektóre z nich to czyniące cuda maskotki ulubione naszych wnuczek💖💖.One mają przedziwną moc;powodują usmich na buzi i wyciszają kiedy je przytulą.💖💖Gratuluję raz jeszcze.Jesteś "Wielka' w tym co robisz🥰.Ściskam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie! Właśnie dla takich słów warto to robić 😊💐🌹💐

      Usuń